piątek, 4 marca 2011

Po kilku dniach przerwy w pisaniu

Drogi Mój Blogu......piszę do Ciebie bo jeszcze nikt tego nie czyta:).....nie było mnie tutaj kilka dni ponieważ miałam krótką podróż do naszych zachodnich sąsiadów a potem zwyczajny brak weny do pisania. Właściwie to ten brak weny to nadal mam ale skoro już jesteś to trzeba z Tobą pogadać. Otóż....U Niemców jak u Niemców - porządeczek, ciągle zadowolone i uśmiechnięte buzie ( no bo w hotelach inaczej przecież nie można z gośćmi postępować:)), no i ten luzik, który czasem jest nawet irytujący. Głośny to naród, mówiąc moimi słowami nieco "rozchechłany" ( czytaj "rozstrzepany":)). Za każdym razem kiedy tam jestem jest tak samo... Uzgodnienia, nudne rozmowy, czasem dobre interesy (tutaj mam nadzieję, że coś z tej wizyty i mojego skakania po paletach papieru w magazynach będzie...poza kurtką do czyszczenia oczywiście). Były drobne zakupy w Berlińskim A10 ( gorzka czekoladka dla mojego Tomusia jest wręcz obowiązkowa)....kurczaki.....wyszukałam taki zajefajny soft-shell za dobrą cenę ( czytaj kurteczka antywiatrowa) ale się w niego nie zmieściłam i przypadł w udziale mojej szczuplejszej (przynajmniej w pewnych partiach ciała :):)) koleżance. Ale cieszę się, że nie został na wieszaku bo szkoda by było żeby jakaś Niemka w nim chodziła. No i zostałam przy T-shir'cie marki Esprit za 8.90 EUR .....niech żyją przeceny w deutschlandzkich marketach! Tomusiowi też przypadł w udziale T'shirt wyszukany ( Bogu dzięki....bo już myślałam że niczego fajnego nie znajdę) w Pick & Clopenburgh ( daruj mi mój Blogu jeśli popełniłam tutaj błąd językowy:)). Ale Tomuś się ucieszył...baaardzo się ucieszył...nawet marzył o takiej koszulce...podobno:) I dobrze....dobrze, że na małych gadżetach z podróży się skończyło....bo nie ukrywam nieco mogłabym popłynąć....szczególnie w Pick &... gdzie wszystkie marki świata uśmiechają się do Ciebie i mówią "kup mnie":)
Po powrocie trzeba było poprostować wszystkie sprawy zawodowe, no bo przecież już w tą niedzielę o świcie mykamy na nartki do naszego Murzasichle. Całe moje myśli były do tej pory i jeszcze troszeczkę są, zaprzątnięte sprawami firmy, żeby podczas mojej nieobecności ktoś nie musiał za mnie rozwiązywać nie załatwionych spraw. Póki co wszystko zmierza w dobrym kierunku i mam nadzieję, że naprawdę odpocznę w następnym tygodniu. Wczoraj już wyciągałam z szafy "narciarskie" fatałaszki i próbowałam podjąć decyzje na temat " co zabrać a co nie". I jak zwykle...o zgrozo dla mojego bagażnika......wszystko mi się raczej przyda:) Jeszcze ostatnie podrygi w pracy dzisiaj, potem popołudniowe zakupy brakujących kosmetyków itp, pranko i wstępne pakowanie. Wieczorek zamierzam spędzić na "pożegnaniu":) z moimi Skrzatami i ich małym Skrzacikiem.....I love it:)
See you soon my Blog.....:)

1 komentarz:

  1. jestem pod wrażeniem bloga-po raz 1 tu jestem-i...moja ocena jest najwyzsza!!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.