środa, 29 lutego 2012

DREAMS

„(...) mam los w swoich rękach, w moich rękach jest reszta mojego życia, jakkolwiek bym w to wątpiła, do mnie należy wybór, do mnie decyzje, moje będą błędy i radości. Obym dostała powtórną szansę na ich podjęcie i ich popełnienie…” Katarzyna Michalak -Rok w poziomce
Krótki , bo zaledwie tygodniowy czas na urlop w górach dobiegł końca. Nogi po narciarskim szusowaniu wróciły całe, inne części ciała w równie dobrej kondycji. Tym razem niemal czwóreczka z przodu nieco dała się we znaki moim kolanom. Chociaż domniemywam, że nie tylko czwóreczka z przodu ale i bezruch minionego roku i nieszczęsna przepuklina, która zadomowiła się mojej szyi rozpychając się zanadto i drocząc z sąsiadami- korzeniem nerwowym i rdzeniem kręgowymJ
Przyszedł czas na realizację marzenia …jednego z wielu ….. . Nasz mały biały domek w brzózkach powoli się urzeczywistnia. Szczególnie to widać po „grubości portfela”, który nieubłagalnie zmniejsza swoje gabaryty- a tu nawet jeszcze fundamenty nie stoją. Pojawiają się kolejne wydatki z puli tzw. znaków zapytania. Tu 500, tam 300, tam 5 tysięcy. I tak dzień u dnia pojawiają się nowe sumki. Nowa mapka, nowy projekt, nowa przepompownia. Mnóstwo ludzi korzysta aktualnie z naszej decyzji. Ale mam nadzieję, że przyjdzie szybko czas kiedy to my będziemy na niej korzystać. Kawusia na tarasie…. grill z przyjaciółmi ….byle szybko nastały te czasyJ.
Każdy dzień przynosi nowa wiedzę, nowe określenia, nowe przepisy, nowe doświadczenia. Zaczyna się ruch w interesie…
Nie ukrywam, że tak jak pełna jestem nadziei i radości, że w końcu zaczynamy, tak równie pełna jestem obaw. Czy zdążymy?...czy nikt nie nawali z terminem? ….czy nie będzie problemów z wykonawcami? ….czy założony budżet wpasuje się jakoś czasowo w poszczególne etapy budowy? …. Czy ta budowa to była na pewno dobra decyzja? …. Eeee ….. no pewnie, że była ….. przecież marzenia trzeba spełniać… przynajmniej trzeba pomóc im się spełnićJ
W głowie Lu zrodziło się kilka mocnych postanowień. Trzeba było wyjechać na kilka dni, zmienić klimat, pooddychać i pospać nieco dłużej żeby przewietrzyć nieco szare komórki i ustawić sobie w głowie plan działania. Jak nigdy w życiu, chyba po raz pierwszy naprawdę zaczęłam korzystać z podręcznego „terminarza”. Codziennie przybywa w nim nowych zapisków. Pojawiają się zadania, terminy spotkań, sprawy do załatwienia. Pomimo, że mam przy sobie męża, który staje na wysokości zadania i ogrania tzw. „męskie sprawy”, moja natura nie pozwala mi nie angażować się w każdy, nawet najdrobniejszy szczegół związany z naszą inwestycją. Chłonę czasopisma branżowe, czytam fora internetowe, blogi budowlane. Uczę się rozumieć to co mówią do mnie kolejni fachowcy – choćby po to by czasem móc polemizować, albo zaproponować korzystniejsze rozwiązania sugerując się tym co „przeczytałam”. W mojej małej komórce społecznej, czyli w mojej dwuosobowej rodzinie nastąpił wyraźny podział ról – homo odpowiedzialny jest za „płynność budżetu”  i organizację dostaw na plac budowy, a femina za to co jej ponoć najlepiej wychodzi – za NEGOCJACJE i walkę o swoje J To zapewne zasługa pewnego człowieka, którego spotkałam na drodze swojej edukacji ( chyba mnie Pan jednak czegoś nauczył drogi Panie Doktorze J …. dziękuję).
No cóż…. wiosna tuż tuż …. pod nogami grzązko ….szczególnie u nas na wsi … czas wskoczyć w kalosze, zakasać rękawy i brać się do pracy…