piątek, 18 marca 2011

Parga-kurort w północno-zachodniej Grecji



Choróbsko mnie jakieś zmogło i w domku dzisiaj zostałam zamiast pójść do pracy. Postanowiłam nieco nadrobić blogowe zaległości. Zaczynam od kontynuacji wspomnień z wakacji 2010:)

Parga to turystyczne miasteczko-kurort położone w części Grecji zwanej Epirem. Otoczone jest oliwkowymi laskami i łańcuchem górskim Pindos. Stamtąd niedaleko już do Meteorów, o których wpominałam w poprzednim poście.To miasteczko poza malowniczymi plażami i klimatycznymi kafejkami skrywa też w sobie stragany handlowe, w których euro eurem jest poganiane. Cholernie drogo i zależnie od tego kto pyta:) Jak zagadasz po angielsku to 100 eur za jeansy marki x, a jak jesteś autochtonem to 50:)
Epir poza pięknymi plażami od strony wybrzeża słynie również z Wąwozu Vikos w Zagorii w górach Pindos. To drugi najdłuższy co do wielkości wąwóz w Europie. Kiedy dotarliśmy do miasteczka Kipi ( ile tam było muszek owocówek!....szok.....nie dało się od nich ogranąć, a lokalni mieszkańcy chodzili machając wokół siebie czym popadnie:)), z którego widać całą panoramę wąwozu czuliśmy się jak na patelni. Strasznie suche i gorące powietrze zniechęciło nas do spaceru w dół tego cuda natury i pozostaliśmy przy podziwianiu go z tarasu widokowego. Podobno najpiękniej jest tam jesienią i wiosną i zapewne gdybyśmy tam trafili właśnie w tym czasie, to kilkugodzinny spacer wąwozem byłby nieodzowny. Nie lada wyczynem było też podjechanie w górę miasteczka - wąska kamienna droga na której ledwo mieściło się nasze autko całkowicie uniemożliwiała nam zawrócenie kiedy stwierdziliśmy, że zajechaliśmy chyba zbyt wysoko...i trzeba było stromymi zakrętasami jechać w dół tyłem...z nadzieją, że nie spotkamy autka jadącego w górę:)....jakoś się nam to udało....ale dla takich wrażeń właśnie warto jest wybierać się w takie podróże. W następnym poście zamieszczę jakieś fotki z okolic wąwozu.
Pełni wrażeń, nieco zmęczeni "zdobywaniem" Vikos'a  i głodni wybraliśmy się do Joaniny-http://pl.wikipedia.org/wiki/Janina_(miasto) ...........było ciemno (bo wieczór nas zastał), klimatycznie i pysznie:) .....a potem długa droga z powrotem do Albańskiej Sarandy, gdzie stacjonowaliśmy w te wakacje i koszmarna kolejka na przejściu granicznym...masakyra.....nie wyobrażacie sobie jaki ruch jest między tymi Państwami...notabene nie polecam dyskusji z greckimi "granicznymi" i przepychanek z greckimi turystami.....albańczycy za to "do rany przyłóż":) Swoje trzeba było odstać, nieco poprzeginać w korkach ale z takim kierowcą jak mój Tomuś wszystko da się przejść:)

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.