czwartek, 5 maja 2011

Majówka

Wszelkie odcienie zieleni, błękit nieba, szum drzew, śpiew ptaków, rwący nurt górskich potoków… oto co oderwało mnie od rzeczywistości na dobrych kilka dni… Po wielkanocnym dwudniowym tańcowaniu na weselichu naszych sąsiadów spakowaliśmy manatki i heja na górskie wyzwania….spalać kalorie, krzewić tężyznę fizyczną i co najważniejsze….poodddychać. Wypad w  Beskid Żywiecki był jedną z lepszych decyzji jakie udało nam się w ostatnim czasie podjąć. I przyznaję-wyzwań było sporo, szczególnie dla mojego schorowanego kręgosłupa i upierdliwej ostatnio przepukliny szyjnej, która mocno dawała mi się we znaki po cudownie odprężającym ale nieco fizycznie tyrającym moje niemłode już kości, kilkugodzinnym marszu „w górę” – jakby nie patrzeć….trzykrotnie w ciągu tygodnia na dobrych 1200 metrów npmJ Bilans- okiełznana Barania Góra, Wielka Racza i słowackie DIERY ( niestety częściowo tylko bo czasu nie mieliśmy wystarczająco dużo….ale co się odwlecze to nie uciecze). Styrane wyziewami  lokalnego truciciela (notabene organizacji odzysku, mającej z założenia oczyszczać a nie truć środowisko) płuca, miały szansę nieco się zregenerować podczas spacerów po czeskich  jaskiniach Sloupsko-Sosuvskich, gdzie można było pooddychać niczym nie zmąconym czystym powietrzem i ukoić zmysły słuchając krótkiej prezentacji muzycznej z wykorzystaniem walorów akustycznych jednej z komór jaskini. Nie mniejsze wrażenia zrobiła na nas przepaść Macocha, która powstała w wyniku zawalenia się stropu jaskini. Przez dno tej przepaści przepływa rzeczka Punkva, po której mogliśmy przepłynąć na swego rodzaju tratwach…..trzeba było nieco balansować ciałkiem żeby nie dostać skałą w łepetynę lub w inną część ciałaJ  Powrócę na chwilę do Baraniej Góry. Ta to dopiero dała nam mocno w kość…a że była pierwsza do zdobycia w tej eskapadzie to konsekwencje jej zdobywania ciągnęły się za nami do samego końca. Miało być lajtowo-zacząć w Kamesznicy, w trzy godzinki wdrapać się na górkę i w równym czasie zejść w dół nieco innym szlakiem kończącym się w Węgierskiej Górce. Przemarsz trwał 9 godzin! …trzykrotnie chyba wracaliśmy w poszukiwaniu kontynuacji szlaku do zejścia. Wycinka drzew, jak się okazało, objęła i te drzewa, na których oznaczono szlak, którym rozpoczęliśmy zejście.... Boże….jak mnie nogi bolały po 7 godzinie…..czułam każdą żyłkę, każde ścięgno, każdy palec u stóp, każdą chrząstkę w kolanach….masakra….a kiedy już zeszliśmy o zmierzchu z tego baraniego potwora do celu nikt o niczym innym już nie marzył jak o kąpieli i przyjęciu pozycji poziomej… i nie słychać było narzekań….ani braku humorów też nie widziałam….tacy z nas zdobywcy:)

Wielka Racza z kolei w połowie drogi poczęstowała nas deszczykiem,a na szczycie ulewnym deszczem okraszonym nieco gradem wielkości grochu i nieco hałaśliwymi piorunkami z nieba. No i trzeba było schronić się w przepełnionym śmiałkami takimi jak my, schronisku PTTK. Ten dzień zapewne miejscowy bar odnotował jako dzień biznesu bo żarło, browary, kawki i herbatki schodziły w dobre dwie godziny jak ciepłe bułeczki. Oj ile we mnie było podziwu dla trzech Panów, którzy wjechali w tych warunkach na szczyt rowerkami górskimi….i dla dwóch starszych Pań, które po spitej kawce ruszyły z werwą w dół i to nieco dłuższym szlakiem aniżeli ten którym wdrapały się na górę….i dla nas samych, bo mimo straszliwych zakwasów  po baranim potworze nadal mieliśmy chęci zdobywać kolejne kilometry.
Słowackie Diery były nie lada wyzwaniem z racji drabinek, schodków, łańcuchów i stalowych lin po których trzeba była wdrapywać się na wyższe partie skał wzdłuż spływającego z nich potoku. Śliskie, ostre kamienie nie ułatwiały nam sprawy…zwłaszcza po wcześniejszych doświadczeniach z Baranią Górą i Wielką Raczą….wrażenia jednak pchały nas w górę i dały siłę zejść w dół….
No cóż....wszystko co dobre szybko się kończy i czas wrócić do codzienności....ale dobrze, że jest do czego wracać... i jakby nie patrzeć....wakacje tuż tuż....a plany na wakacje już są....i owszem....:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.