piątek, 13 stycznia 2012

Peace of soul...

Proszę o wybaczenie tych, którzy „mnie czytają” bo moje milczenie było zbyt długie.
Tym razem chciałabym , zmotywowana przeżyciami dzielnej koleżanki blogowiczki, która toczy walkę z samą sobą,  wrócić do dezyderaty od której zaczęłam tego bloga . Tobie Venke dedykuję to co nasmaruję poniżej….
„…Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj. I czy to dla ciebie jest jasne czy nie, wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze. Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek on ci się wydaje. Czymkolwiek się trudnisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, zachowaj spokój ze swą duszą…”
Często zastanawiam się nad sobą, nad swoimi zachowaniami, wypowiedziami, reakcjami na zachowania innych i często zadaję sobie pytanie „ co właściwie chciałaś przez to osiągnąć?” ….. i nigdy nie znajduję na to pytanie odpowiedzi…. Bo nie w tym rzecz, żeby kalkulować swoje reakcje i ważyć wypowiadane słowa. Zawsze wychodzę z założenia, że jak każdy mam prawo do obrony swoich racji i przedstawiania argumentów na ich poparcie. Jeśli to się komuś nie podoba-nie musi słuchać, nie musi się z tym zgadzać, nie musi rozumieć ale zawsze może i wręcz powinien polemizować...
Zauważcie jedną prawidłowość w nas ludziach – łatwo nam jest oceniać ludzi po ich wypowiedziach, stosunku do życia, egzaltacji albo wprost przeciwnie- braku otwartości czy zamknięciu w sobie. Właściwie to sami nie wiemy czego od innych oczekujemy- jak człowiek jest zbyt gadatliwy-męczy, jak zbyt małomówny- nudzi…. jak z euforią opowiada o tym co go cieszy- chwali się, jak nie opowiada – nie ma do nas zaufania, albo co gorsze uważa, że nie jesteśmy godni jego opowiadania…. Do czego zatem zmierzam….. Ehrmann radzi „ czymkolwiek się trudnisz, jakiekolwiek są twoje pragnienia, zachowaj spokój ze swoją duszą…”. Może to jest jedyna droga do tego żeby człowiek czuł się naprawdę spełniony i szczęśliwy?
I tu małe wtrąconko pod czyimś adresem …..Venke kochana…. Nie masz czasem wrażenia jak rozejrzysz się wokół, że co drugi człowiek czasem sprawia wrażenie osoby chwiejnej emocjonalnie? A ile z tych osób uważa, że ma z tym jakiś problem? Ile z nich udaję się do psychiatry? I co najlepsze – nie są to ludzie po takich przeżyciach jak Twoje…. To zwykle ludzie w miarę poukładani życiowo, zawodowo, czasem tylko mniej lub bardziej spełnieni… Odnoszę wrażenie, że chwiejność emocjonalna to powszechna choroba naszych czasów… tyle w nas stresów, tyle ciągłej walki o marzenia albo o przetrwanie….to normalne, że kiedy wszystko się układa-emanujemy radością, a kiedy się wali- zachowujemy się czasem jak wariaci…. I właśnie to, żeby mieć przy sobie kogoś, kto nas przynajmniej wysłucha i będzie do nas czasem mówił kiedy wszystko w nas krzyczy, to jest chyba najlepszy „proch” na świecie…i bynajmniej- nie otępia zmysłów, nie usypia emocji – wprost przeciwnie – wyostrza wzrok i kieruje myśli na to co naprawdę jest w życiu ważne ...
Wracając do mnie…. W ostatnim czasie przeżywam wewnętrzną walkę ze swoim podejściem do pewnych spraw. Przechodzę ze stanów emocjonalnego wzburzenia w patetyczne wyciszenie-żeby nie powiedzieć wręcz emocjonalne osłupienie… czyli co? Borderline? Czas na prochy? J
W pracy słyszę – „nie jesteś sobą”, w domu „ o co ci chodzi?, dlaczego nie masz humoru?, co ci się znowu nie podoba?” ….. a ja nie mam ochoty nikomu niczego tłumaczyć… bo po co, skoro i tak nikt tego nie zrozumie …. I wówczas co się dzieje- niezrozumienie, domysły, błędne koło …. Mam w głowie tyle zdań, tyle słów, które mam ochotę wykrzyczeć a mimo to nie robię tego…. stąd pewnie te wszystkie bóle głowyJ…..
Jest taka jedna banalna piosenka z refrenem „ cieszmy się z małych rzeczy bo wzór na szczęście w nich zapisany jest” …. Wybieram sobie te słowa na motto roku 2012J … Odstawiam rozmyślania… zamierzam się wyciszyć …. Będę dłubać na drutach, szydełkować, czytać książki, pisać i patrzeć jak mały biały domek w brzózkach rośnie ….

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.